niedziela, 15 września 2013

RELACJA Z ZAWODÓW IM BORÓWNO 2013

Witajcie! Emocje już opadły, więc pora na relacje z zawodów, do których tak długo się przygotowywałem. Zacznę od podziękowań, ponieważ pewnej grupie ludzi się one należą. Grupie ludzi, bez których ukończenie tych zawodów byłoby bardzo trudne, może nawet niemożliwe. Najpierw chciałbym podziękować rodzicom, siostrze i Patrycji, są to osoby mi najbliższe. Osoby, które wierzyły we mnie i wspierały mnie podczas całej drogi. Znosiły moje narzekanie i ciągłe gadanie o bieganiu, rowerze i pływaniu. Nie było chyba dnia, żeby Patrycja nie słuchała co robiłem na treningu albo jakie mam plany na trening. Również bez ich pomocy finansowej ciężko byłoby zrealizować mój cel. Bardzo dziękuję im za wyrozumiałość i wsparcie. Byli i są dla mnie wielką podporą na co dzień, za co jestem bardzo wdzięczny.

Teraz czas na podziękowania tym osobom, które bardzo aktywnie, wraz ze mną, pokonywali drogę do tytułu człowieka z żelaza. Kolejność nie ma tutaj kompletnie żadnego znaczenia, każdemu jestem wdzięczny tak samo.

Arek Piróg, który towarzyszył mi na trasie biegu podczas zawodów i z którym pokonałem setki kilometrów na treningach biegowych. Gdyby nie Arek maraton dłużyłby się w nieskończoność.

Kolejna osoba to Jacek Manteufel, z którym wspólnie trenowałem ''kolarstwo''. Jacka poznałem w Warszawie w 2012 roku w marcu na półmaratonie, zamieniliśmy dosłownie kilka zdań. W Malborku na I edycji GARMIN IRON TRIATHLON podszedł do mnie i wszystkich moich znajomych, którzy kibicowali mi w tym dniu mówiąc, że ''przyjechał specjalnie mi pokibicować''. Było mi bardzo miło. W triathlonie jestem średniakiem a tu przyjeżdża koleś, którego widzę drugi raz w życiu na oczy i mówi mi, że przyjechał specjalnie dla mnie. Rok później  w II edycji zawodów Jacek postanowił wystartować, a przygotowywaliśmy się razem. Na zawodach IM również nie zawiódł i pojawił się, by mnie wspierać.

 Następną osobą, której wiele zawdzięczam jest Adam Handke. Kto wpadł i nakręcił mnie na pomysł stworzenia bloga? Adam! Dzięki niemu mieliście okazje prześledzić moją drogę do tytułu człowieka z żelaza. Również Adam towarzyszył mi, zarówno w I jak i II edycji IRON GARMIN TRIATHLON. Na zawody w Bydgoszczy nie mógł niestety dotrzeć, ponieważ w tym samym czasie był na obozie tanecznym. Jak wszyscy na pewno wiecie Adam bardzo włączył się w zbieranie głosów konkursowych, najpierw dla Patryka Sawickiego, a później na mnie. W imieniu Adama mogę oficjalnie zakończyć spamowanie :D Podziękowania również należą się rodzicom Adama, którzy podczas przygotowań zapewniali mi mnóstwo suplementów diety, tj. magnez, tran, witaminy, maści i wszystko inne co było mi potrzebne.

Podziękowania należą się również Krzyśkowi Staniszewskiemu i Łukaszowi Wiechowi za zapalenie iskry triathlonisty i ciekawe treningi. Wielkie dzięki dla Aleksandra Bielińskiego za wspólne treningi pływackie. Podziękowania należą się też Panu Mieczysławowi Dobrenko, który za każdym razem podkręcał mój rower, abym mógł jak najefektywniej trenować..

Kolejne podziękowania są dla wszystkich znajomych, którzy wspierali i interesowali się przygotowaniami oraz dla wszystkich czytelników bloga. Od kilku znajomych dowiedziałem się, że blog jest śledzony na bieżąco przez osoby, których osobiście nawet nie znam. Dziękuję Wam wszystkim - bez wyjątku. Jesteście ZAJEBIŚCI! Z Wami ta droga była czystą przyjemnością :)


Czas na relacje z samych zawodów.

Przygoda zaczęła się 23 sierpnia, kiedy to opuściłem pierwszy trening, ponieważ czułem się przeziębiony. Zapewne załatwiłem się dzień wcześniej, ponieważ za lekko ubrałem się na rower, a później 90min pływałem w jeziorze. W piątek postanowiłem zostać myśląc, że to lekkie przeziębienie. Na następny dzień obudziłem się z gorączką, zapchanym nosem, i zainfekowanym gardłem, które bardzo bolało.

Pierwsza myśl - grypa. Zaaplikowałem Febrisan, witaminę C, tran, i środki z ibuprofenem oraz tonę różnych tabletek na gardło. Gardło płukałem solą i brałem wszystko, co można. Tak było przez kolejne 5 dni. Każdego dnia wieczorem mówiłem sobie ''jutro już będzie lepiej''. Popełniłem duży błąd. Gdybym pierwszego dnia poszedł do lekarza i wziął antybiotyk to na zawody bym był już zdrowy. Ja jednak łudziłem się, że z dnia na dzień będzie tylko lepiej. Później z kolei było już za późno na antybiotyk, bo za blisko do zawodów.  

W nocy budziłem się po 30 razy, żeby się wysmarkać. Chodziłem strasznie niewyspany, niewypoczęty. Nos zapchany, gardło boli, gorączka - tak było aż do zawodów. Oczywiście każdego dnia wmawiałem sobie, że to nic takiego.

Do Borówna wybrałem się z tatą i Patrycją już 31 sierpnia (sobota) o godzinie 11. Po podróży i zakwaterowaniu 2 km od Borówna pojechaliśmy do biura zawodów, które mieściło się na stadionie Zawiszy w Bydgoszczy. Tam o godzinie 14 odbyła się odprawa techniczna, na której omówiono wszystkie organizacyjne szczegóły. 




Po zakończonej odprawie odebrałem pakiet startowy, w którym znajdowały się: worki do zmian, czepek, chip, napój, okulary solano. Cały ten pakiet zapakowany był w sportowy plecaczek. Wyszliśmy przed stadion obejrzeć expo i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. 


 Skromne Expo

 Stadion Zawiszy


Już o godzinie 15 otworzyli strefę T2. Znajdowała się ona pod stadionem, więc zostawiłem w odpowiednim worku (buty, magnez, chusteczki, wazelinę, żel) wszystko zapakowałem wcześniej w zwykły worek. Wszystko po to, aby zabezpieczyć buty przed wodą, ponieważ bałem się, że w nocy może przyjść ulewa, a bieg w mokrych butach do przyjemnych nie należy.

Po oddaniu worka T2 pojechaliśmy do Borówna, aby w strefie T1 zostawić rower i worek z rzeczami. W Borównie intuicyjnie trafiliśmy na miejsce zmian. (Brak jakichkolwiek tablic, bilbordów i wszystkiego, co mogło by w jakiś sposób pomóc). W Borównie zostawiłem rower, który owinąłem folią - również na wypadek ulewy. Na odpowiednie miejsce zawiesiłem worek nr 2, w którym zostawiłem: kask, buty kolarskie, koszulkę kolarską, ręcznik, napój i żel.

Po zostawieniu roweru udaliśmy się trochę odpocząć. W przed dzień zawodów miałem gorączkę i nie czułem się najlepiej. O godzinie 18 byliśmy na miejscu. Ja sobie leżałem a tata z Patrycją pojechali odebrać z Bydgoszczy Przemka (brata Pati), który dojechał do Nas z Iławy.  Jak wrócili to chwilę pogadaliśmy, zrobiliśmy własną odprawę czyli strategię podawania żeli, batonów, magnezu i węglowodanów.
O godzinie 21:30 zacząłem układać się do snu. Dużo czytałem, że noc przed IM będzie krótka i mało relaksująca. Jednak ja mogę powiedzieć, że dobrze spałem, może 2-3 razy się budziłem, aby się wysmarkać, ale w porównaniu do 30 razy to nie jest zły wynik. 

Śniadanie 

Pobudka o 5:00, patrząc za okno zobaczyłem ładne niebo i liczyłem na ładną pogodę. Jednak na wszelki wypadek Patrycja dostała ode mnie grubszą bluzę kolarską i wiatrówkę biegową. Wstałem stosunkowo wyspany i gotowy do działania. Przez 1,5 tygodnia czułem się bardzo słabo ale wmawiałem sobie, że będzie dobrze. Tylko to mi zostało. Wiec wstając o 5:00 wiedziałem, że to jest dzień, w którym musi być dobrze. Rano, jedząc śniadanie, szybko przed oczami przeleciały mi w ciągu kilku sekund wszystkie treningi i trudności, które przeszedłem aby być w miejscu, w którym aktualnie się znajdowałem. Automotywacja 100% , adrenalina 100%, skupienie również 100%.

Na śniadanie zjadłem 2 bułki z nutellą i banana wszystko popiłem herbatą z solidną ilością miodu. Szybko sprawdziłem, czy wszystko zapakowane i parę minut po 6 udaliśmy się do Borówna


Poranne szykowanie w boksie

Wpadam szybko do boksu odrywam folię z roweru, mocuję garmina, ładuję bidon do koszyka i pompuję koła. W tym momencie możliwe, że nie zakręciłem wentyla co wydaje mi się jednak mało realne aczkolwiek. (Jeszcze o tym napiszę i wyjaśnię). Patrycja już zza płotu krzyczy, że zostało 15minut. Wychodzę więc z boksu i energicznym marszem udaje się nad brzeg jeziora. Nerwowo zakładam piankę. Patrycja proponuje mi baton energetyczny, który zaplanowałem zjeść przed startem. Jednak żołądek już ściśnięty i nie chciał o niczym takim słyszeć. Wchodzę do wody, aby troszeczkę przyzwyczaić organizm i rozgrzać ramiona. Po przepłynięciu 50m zacząłem wątpić w powodzenie tych zawodów. W wodzie nie mogłem złapać rytmu, a nos był cały czas zapchany. Jednym pozytywem dla mnie była ciepła woda tego dnia i brak wiatru. Nie lubię pływać w chłodnej wodzie, a tym bardziej przy silnych prądach




Wychodzę na ląd, aby się trochę jeszcze rozgrzać. Organizator informuje zawodników o 5 minutach opóźnienia. Ratownicy muszą jeszcze dostawić jedną bojkę. Chwilę się gibam, smarkam w kolejne chusteczki, aby móc swobodnie oddychać podczas pływania.  Nagle z głośników zaczyna lecieć ACDC i w tle słyszę głos organizatora ''Uwaga 10 sekund do startu. Szykujcie się na pralkę!''

GODZINA 0 !



Nie jest to sprint, a ja nie jestem dobrym pływakiem tym bardziej, że nie jestem dobrze rozpływany. Dlatego ustawiam się bardziej z tyłu, wiedząc gdzie jest moje miejsce w szeregu. Woda w Borównie bardzo czysta i ciepła. Pierwsze 200m jak zawsze lekki tłok ale bez większych obrażeń, ani ja nikogo nie biłem ani nikt mnie nie bił. Po pierwszej boi, przy której skręcaliśmy obrałem kierunek na bojkę tak zwaną orientacyjną. Bojki takie były 3. Miały one za zadanie ułatwić nawigację. Kiedy już dopłynąłem do tej bojki okazało się, że kilka metrów na pewno nadrobię, ponieważ w stosunku do kolejnej, którą muszę ominąć jest ona źle ustawiona. Jak później się okazało 2 boja, którą trzeba było ominąć (ta sama która dostawiali ratownicy) jest po prostu źle ustawiona. Trudno się mówi, przy następnym okrążeniu tego błędu nie popełnię.  

Wychodząc po pierwszej pętli (950m) z wody Przemek krzyczy mi 24minuty. Myślę sobie nie jest tak źle tylko w głowie mi się kręci i jest mi bardzo gorąco. Nie wiem czy była to wina ciepłej wody, czy temperatury a może adrenaliny. Wszystko jedno, szczerze mówiąc myślę, że wszystkie te elementy się nałożyły. Płynę dalej nikt mi nie przeszkadza płynie się swobodnie dopływam znowu do pierwszej bojki, przy której się skręca i planuje nie płynąć na bojkę orientacyjną a wycyrklować tak aby przepłynąć 20m obok niej. Jeżeli tak bym popłynął to bym trzymał dobry kurs na bojkę, przy której muszę skręcić. Jednak płynąc tą odległość zawiodła nawigacja moja i znowu nadrobiłem. Nie było już tak fajnie ale płynąłem. Wychodzę z wody po raz 2 i wiem, że to dopiero połowa. Jednak nie czuję jeszcze zmęczenia. Zaczynając 3 pętlę czułem już prądy i wiatr który nie ułatwiał pływania. Wraz z upływem czasu wiatr i prądy były coraz silniejsze a sił coraz mniej. Płynąc zauważyłem, że dziwnie dłuży mi się odległość miedzy pierwszą bojką i tą którą dostawili ratownicy. Pomyślałem jednak, że opadam z sił i to dla tego.  Wychodzę z wody po 3 pętli i że za niecałe 30minut kończę etap pływania. Jednak ostatnia pętla się naprawdę dłużyła. Sił powoli brakowało, wiatr już wiał naprawdę mocno, a bojka zamontowana przez ratowników zdecydowanie się oddaliła przez co wydłużyła trasę.

Nic tam nie ważne czy 3800m, 4000m  czy 4200m trzeba to przepłynąć i tyle.  Przecież nie zatrzymam się i nie pójdę na skargę do organizatora. Ostro już zmęczony w połowie okrążenia zmieniam styl co 100m na żabkę którą płynąłem 30-40m jednak czułem, że stoję w miejscu i dalej starałem się płynąć kraulem.  W końcu wychodzę z wody. Czas mizerny ale po tych falach i odpływającej bojce wiem że czeka mnie spokojna długa jazda na rowerze.


Wbiegam do boksu, podbiegam do roweru aby włączyć garmina i biegnę dalej do stojaków gdzie odnajduję worek ze swoim numerem i zaczynam przebieranie. Ściągam piankę, wycieram strój ręcznikiem i ubieram bluzę kolarską w której psuje mi się zamek. Trudno się mówi myślę sobie i już w butach kolarskich biegnę po rower. Ściągając rower z wieszaka okazuje się, że mam ''flaka'' w przednim kole. Pierwsza myśl? '' Jaaa pierdoleee'' wyprowadzam rower biegiem z boksu i zaczynam wymianę dętki.  W między czasie jem sobie batona energetycznego :D Opcje były 2 albo nie dokręciłem wentyla i powietrze uciekło albo dętka strzeliła w boksie podczas pływania. Na wentylach do pompowania były zakrętki więc nie wiem czy zapomniał bym zakręcić sam wentyl. Jeżeli nawet tak to powietrze nie powinno uciec. Później jak się okazało ta dętka po napompowaniu trzymała powietrze.  Więc opcja wystrzelenia też raczej mało prawdopodobna. Nieważne było minęło. Kilka minut straciłem na wymianie dętki. Gdy już wszystko było gotowe Patrycja zaproponowała mi grubą bluzę kolarską i zgodziłem się na to. Jak po 5km się okazało był to strzał w dziesiątkę.  Na trasie pizgało jak na Uralu. Jechało mi się bardzo ciężko  prędkość 27km/h. Myślę sobie co jest? Zero sił w nogach cisnę bardzo mocno a tutaj tylko taka marna prędkość. Pomyślałem sobie nic na siłę, może się jeszcze rozkręcę lepiej nie ryzykować.  Na około 12km od startu był pierwszy nawrót który był bardzo wąski. Nie byłem na to przygotowany i nie wypiąłem nogi z pedału skutkiem tego była gleba :). Cały zirytowany jadę dalej. Super dzień początek IM a ja już mega słaby czas na pływaniu wykręciłem, straciłem czas na wymianę dętki (nie mam już zapasowej) a teraz po 12km sie wywracam. Uwierzcie mi irytujące.  Na treningach dużo szybciej jeździłem a tutaj na zawodach czuję niemoc. Asfalt do 25km był średniej jakości ale później na pętli był odcinek 8km takiej trasy na która nie wpuścił bym nawet rowerów MT B. Tragedia i parodia myślałem, że zabłądziłem. Jechało się po takich dziurach i takich kamyczkach małych, że szok. Po drodze na 1 pętli mijałem już zmieniających dętki. Wisienką na torcie była ''kładka''. Co to jest kładka? Już tłumaczę, to blaty rusztowania ustawione obok siebie, przykryte dywanem takim jak w strefie zmian. Wjeżdżając na kładkę trzeba było trzymać mocno kierownicę a wcześniej odmówić zdrowaśkę.  

To nie wszystko. Zanim jeszcze dojechałem do mojego supportu zdążyłem wjechać w auto które na skrzyżowaniu strzeżonym przez policjantów wjechało sobie bez pozwolenia. Auto wjechało na skrzyżowanie ja jadąc spokojnie niczego się nie spodziewając nie miałem już czasu zareagować wiec wjechałem w nie prostopadle.Oczywiście wyleciałem z bloków i gleba. Od razu zacząłem wyzywać kierowcę i policjanta. Nie pamiętam dokładnie co powiedziałem ale nie było to nic kulturalnego ani miłego. Pamiętam jednak reakcje policjanta który zrobił duże oczy i powiedział do mnie: ''eeee''  Bardzo zirytowany powiedziałem ''żeby lepiej ogarnął tego ciecia a nie mnie uspokaja'' i pojechałem.  Jak dojechałem do Patrycji która podała mi nowy bidon z węglami baton i żel to miałem już dosyć wyścigu. Nie pamiętam kiedy byłem tak podirytowany. Wieje, trasa rowerowa bardzo słaba i jeszcze wszystkie te przygody. Najbardziej na rowerze przeszkadzało mi to że co 3minuty smarkałem podczas jazdy na rowerze zużyłem 3 paczki chusteczek. Tempo jeszcze spadło do 26km/h.

Kolejne km już przebiegały spokojniej jednak na 60km już czułem przykurcze w udach. Po dość długim i stromym podjeździe wiedziałem, że muszę zacząć łykać magnez. W sumie taki też był plan. Zacząłem aplikować magnez z potasem co 30km. Kiedy już miałem na liczniku 80km zauważyłem, że dojechał Jacek i Arek. Wiedziałem, że muszę to pocisnąć i chociaż na 60km miałem lekki kryzys pozostałe 120km minęły całkiem znośnie. Za każdym razem wjeżdżając na ten odcinek w którym był słaby asfalt zwalniałem i myślałem o tym aby nie złapać kapcia. Za dużo już przeszedłem, żeby teraz zostać w jakimś zadupiu z flakiem w oponie.

Wjeżdżając do T2  na liczniku 25km/h. Czyli straszna bieda. Jednak przypominam, że byłem chory i dla mnie w tym momencie nie było to istotne. Ja miałem kolejny cel. Bieg 42,195km przed mną. Przebrałem się i natarłem wazeliną pachy, łyknąłem solidną dawkę magnezu i ruszyłem na trasę.

Od pierwszych metrów na biegu towarzyszył mi Arek.  Wybiegając z T2 zobaczyłem swoją mamę, wujka, ciocię i kuzyna. To dodało mi otuchy i wiary w siebie. Początkowe tempo 5:00- 5:15. Tak było do pierwszej pętli (7km) Zaczynając kolejną pętlę musiałem zatrzymać się na siusiu. Była to już 10 godzina wyścigu a ja dopiero pierwszy raz sikam. Oczywiście cały czas trzymam reżim odżywiania czyli żel co godzinę i popijam węglowodany na przemian z isotonikiem.  Tempo spadło do 5:30 i co 2km musiałem robić przerwy na marsz ponieważ zatykało mnie w płucach i miałem bardz wysokie HR.  Nogi super ani jednego skurczu ani bólu, jednak płuca nie dawały już rady. Przez 1,5tygodnia leżałem w łóżku i nie byłem na ani jednym rozruchu a tutaj taka akcja.  Były po prostu lekko w szoku i się buntowały. Jednak za dużo do gadania nie miały i co chwile wracałem do biegu.  W ten sposób przemieszczałem się praktycznie przez cały maraton. Gdyby nie te płuca jestem przekonany, że bieg był by naprawdę mocny. Jednak jest jak jest. 

Przed ostatnie kółko Patrycja pobiegła ze mną i dała mi mega kopa motywacyjnego. Moim jedynym problemem na biegu były płuca które mnie strasznie kuły. Na biegu zużyłem kolejne 2 paczki chusteczek. Ostatnią pętle pobiegł  ze mną Patrycji brat, mój kuzyn i Jacek. Oczywiście Arek cały czas na biegu mi towarzyszył. Biegnąc myślałem oczywiście o mega słabym czasie jaki zrobię na biegu ale nie miało dla mnie to takiego znaczenia wiedziałem, że dziś nie jestem tym zawodnikiem co na treningach. Dziś po prostu choroba nie pozwoliła mi na wymarzony wynik. Jednak ja chorobie nie pozwoliłem się pokonać i stawiłem dzielny opór. Na mętę wbiegam z czasem 14 godzin 11minut 54 sekund.

Po przekroczeniu linii mety rozpłakałem się jak dziecko i przez 15minut nie mogłem się uspokoić.  Płakałem nie dla tego że coś mnie bolało czy dla tego że zrobiłem słaby czas. Płakałem dla tego że zamknąłem pewien etap w swoim życiu. Dla tego, że udowodniłem sobie że stać mnie na wiele i nie ma rzeczy nie możliwych.  To co napiszę nie będzie skromne ale pomyśl sobie jak się czujesz gdy jesteś chory/a? Nie masz wtedy na nic sił ani ochoty. Ja w takim stanie musiałem przepłynąć 3800m, przejechać 180km i przebiec maraton. Nie szukam podziwu ani uznania po prostu chcę aby każdy kto nie ma styczności ze sportem uświadomił sobie jaki to jest wysiłek. Następnym razem jak będziesz chory/a lub nawet przeziębiony/a pomyśl sobie, że musisz przebiec 10km :).

Co mi dały takie zawody? Pewność siebie, dużo pewności siebie. Najwięcej zawdzięczam samym treningom a nie zawodom. Reżim treningów i masa wyrzeczeń kształtuje i buduje psychikę zawodnika. Osobiście uważam, że przez kontakt z sportem i realizowanie swoich marzeń, celów człowiek staje się skuteczniejszy również w życiu codziennym. Inaczej podchodzi do realizowania codziennych szarych czynności. Sam triathlon to świetna przygoda i dyscyplina w której trzeba pokazać wszechstronność i siłę charakteru. Sport ten niejednokrotnie wystawia zawodnika na rozmaite próby. Nie ma tam miejsca dla ludzi którzy się nad sobą wiecznie użalają.

Jeżeli jesteś osobą która jest konsekwentna, zawzięta i wie czego chce to zapewniam Cię, że niezależnie od poziomu sportowego jaki prezentujesz też możesz ukończyć te zawody! Na samych zawodach czas mija bardzo szybko. Jednak nie da się opisać emocji jakie towarzyszą zawodnikowi przed startem i na mecie. Tego wszyscy mogą mi zazdrościć. Ja znam to uczucie. Jeżeli ktoś z Was przebiegł maraton i czuje dumę na mecie to nie wiem jak nazwać to co dzieje się po ukończeniu IM. Ciarki na całym ciele a łzy leją się strumieniami

W dniu dzisiejszym jeszcze nie jestem zdrowy i biorę 3 antybiotyki. Mimo tego, że cena za ukończenie  moich zawodów była wysoka to i tak wszystko rekompensuje moment w którym przekracza się linię mety. Jeżeli nie wierzysz spróbuj...

W dniu dzisiejszym zakończyła się misja ''od 0 do Ironmana'' Jeszcze rozważam dalsze prowadzenie bloga z tematyką biegowo-psychologiczną.

W dniu jutrzejszym kończę 2 tygodniowy odpoczynek po IM i wracam do treningów biegowych. Mój cel to 2:45 w WARSAW MARATHON 2014. Natomiast później planować będę atak na 2:39.

POZDRAWIAM SERDECZNIE WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW I DZIĘKUJĘ WAM DALIŚCIE MI MASĘ POZYTYWNEJ ENERGII ! 

LINK DO FILMIKU


Dziękuję, IronSeweryn

piątek, 30 sierpnia 2013

34h do IRONMANA!

Do startu w Borównie zostały już tylko 34 godziny. Od dokładnie tygodnia walczę z anginą ;/ o czym pisałem już na facebooku. Sytuacja wygląda bardzo niewesoło. Przez 4 dni  leżałem plackiem w łóżku, dopiero po tym czasie poczułem się trochę lepiej, jednak nadal gorączkowałem, dalej miałem zapalenie gardła i problem z zatokami. Na dzień dzisiejszy już nie gorączkuje i problem z gardłem minął, został  niestety bardzo męczący i intensywny katar.  Choroba w dużym stopniu spowodowała spadek wagi, wydolności i sił. 

Przez cały tydzień każdy kto mnie spotykał mówił mi ''wyglądasz nie wesoło'', ''słabo widzę twoje zawody''
wszystko to było z troski, jednak mi to nie pomagało. Był dzień w którym czułem się tak źle, że myślałem aby nie statować. Jednak nie mogę tego zrobić. Nie wybaczył bym sobie tego do końca życia. Półtora roku treningów pod triathlon, wiele wyrzeczeń,  duży wkład finansowy.  Trenowałem w każdy rodzaj pogody, gdy było +40 stopni w cieniu i gdy było - 20 stopni. Jeździłem na rowerze o 5 rano i biegałem po północy. Mówili na mnie ''warjat'' ''pojebany'' i wiele podobnych. Nie dziwie się w sumie nikt normalny w deszczu o północy nie biega po deptaku. Wszystko robiłem po to aby zrealizować kolejny trening, aby nie stracić ważnej jednostki aby być coraz lepszym. Poddał bym się ale to nie jest w moim stylu. Poddał bym się ale zbyt dużo mnie to kosztowało, poddał bym się ale  mam coś do udowodnienia. Podobnie jak kolega Rafał który wystartował w maratonie Solidarności z swoją intencją ja startuje ze swoją. Moją intencją jest udowodnienie, że człowiek jest w stanie się doskonalić. Podczas treningów nie tylko doskonaliłem swoje ciało ale również psychikę. Nie muszę udowodnić sobie, że było warto.  Ja już teraz to wiem!

''Spełnione marzenia nie mają ceny''

Jednym z moich ulubionych cytatów który już wielokrotnie pojawiał się na blogu jest ten:


 ,,Sukces jest podróżą, a nie osiągnięciem celu. Dążenie do niego jest często ważniejsze niż jego osiągnięcie''

Ja swoją drogę już przeszedłem, wiem ile mnie ona kosztowała, wiem ile mi dała. Do Borówna/Bydgoszczy jadę po nagrodę. Nagrodę za dlugie, momentami ciężkie, przygotowania które łączyłem z pracą, nauką i codziennymi obowiązkami. Cały czas była przy mnie wyrozumiała dziewczyna, bez której było by mi dużo ciężej.  Dziewczyna, której również nie byłem w stanie poświęcić tyle czasu i uwagi, na ile zasługuje. Wielokrotnie Patrycja była moim motorem napędowym, jednak z podziękowaniami wstrzymam się jeszcze parę dni, gdyż osób które mnie wspierały była cała masa. 

Nawet jeżeli osiągnę wynik daleko odbiegający od tego, który początkowo zakładałem to i tak będę szczęśliwy. Chcę ukończyć zawody, to jest mój cel. Zdobyć tytuł człowieka z żelaza! Miałem złamać 12h. Zacnie by to wyglądało, jednak choroba skutecznie może to uniemożliwić. Nie można teraz gdybać, co by było gdyby...  Jadę na zawody i obiecuję, że włożę w nie całe serce i wszystkie siły jakie będę w stanie z siebie wykrzesać. 

Dziękuję Wszystkim za wsparcie i życzcie mi powodzenia :)

P.S
Mam nadzieję, że następny post napiszę jako IronSeweryn !!!

sobota, 24 sierpnia 2013

TAKTYKA & ODŻYWIANIE

Dzisiejszy post piszę leżąc w łóżku, wypacając przeziębienie i lecząc zapalenie gardła. W planach było pływanie i rower jednak postanowiłem się wykurować. Dwa dni temu wyszedłem na rower za lekko ubrany natomiast wczoraj byłem pływać. Razem to się nawarstwiło a skutkiem tego jest dzisiejsze zapalenie gardła i ogólne osłabienie. Do zawodów zostało już tylko 8 dni i dla tego właśnie leże i wypacam. Jak się uda to wieczorem pójdę na siłownie trochę wzmocnić uda i obręcz barkową. 

Mentalnie już przeżywam zawody i ustaliłem taktykę ich rozegrania. Przygotowałem specjalne tabele w których zrobiłem zestawienia poszczególnych prędkości w pływaniu na rowerze i biegu. W rezultacie mogę ocenić na co mogę liczyć i jak rozkładać siły. Od samego początku pisania bloga mówiłem, że oprócz samego ukończenia zawodów co jest nie lada wysiłkiem marzy mi się czas z którego będę zadowolony. Takim czasem jest bariera 12 godzin. Dużo czy mało...? odpowiedzcie sobie sami. Jak dla mnie jest to bardzo dobry wynik. Od samego początku mówiłem, że triathlonistą nie jestem i nigdy nie będę. Chociaż jak można kogoś,nie nazywać triathlonistą skoro ukończył/ukończy zawody IRONMAN. Chciałem udowodnić sam sobie na ile mnie stać. Za 8 dni będę już znać odpowiedz. Jednak jeszcze zanim to nastąpi układam sobie w głowie taktykę tak aby uzyskać jak najlepszy rezultat.

Poniżej prezentuję trzy tabelę na których będę opierać swoją taktykę. (Wyniki w tabelkach są przybliżone):
P.S Lewa strona tabel to tempo przemieszczania się, strona prawa to wynik końcowy danego etapu. 

PŁYWANIE 


ROWER


BIEG



Na czerwono zaznaczyłem czasy których tempo wydaje mi się, że powinienem utrzymać.

11:57 - to czas jaki uzyskam gdy cały dystans pokonam w tempie które zaznaczone jest na czerwono. 
            Liczę jednak, że rower pojadę trochę szybciej np 27,4km/h i ten dodatkowe parę minut zapasu                     pozwoli pokryć straty z boksów T1 i T2. To jest taktyka na złamanie 12h

Dystans IRONMAN jest bardzo specyficzny. Jeżeli biegłeś lub biegłaś kiedyś maraton to wiesz ile może różnych rzeczy/sytuacji się przytrafić na trasie maratonu którą pokonuje się w zależności od poziomu od 3-4 godzin. Zawody dla najtwardszych triathlonistów trwają przeciętnie od 9 do 14 godzin. Tutaj może zdarzyć się naprawdę wszystko. Należy jeszcze dodać fakt, że o ile na maratonie buty raczej się nie rozklejają to w triathlonie na rowerze o złapanie ''gumy'' nie ciężko tym bardziej na pięknych polskich drogach :) 
Trudniej również o mobilizację przy tak długim wysiłku.  Dla tego przypominam, że jest to tylko chłodna kalkulacja. 

Przygotowałem również 3 scenariusze wydarzeń jakie mogą się wydarzyć: 

SCENARIUSZ PESYMISTYCZNY :(

Nie jestem specjalnie rozpływany, poza tym pływanie nigdy nie było moją mocną stroną. Tutaj muszę przepłynąć 3800m. Są osoby dla których przebiegnięcie tego dystansu bez zatrzymania jest nie lada wyzwaniem. Oczywiście nie poddaje się i płynę... Obity przez kolegów triathlonistów, skurcze w wodzie, zła nawigacja, zaparowane gogle i opity wodą wychodzę z wody z czasem 1:55 przy strasznie dużej utraty sił.

Rower zaczynam spokojnie jednak po 30km czuję już skurcze łydek a brzuch boli od opicia wodą. Każdy z 180km leci bardzo wolno. Dodatkowo pada deszcz i wieje wiatr, nie jest łatwo. Jednak w końcu dojeżdżam do T2. Jazda na rowerze zajęła mi 7:12minut. 

Wszystko już sztywne i spięte zaczynam bieg. To mój konik przecież, ale chwila co jest? Brakuje mi energii, łapią mnie skurcze a do tego myśl, że mam przebiec ponad 40km. Biegnę nie poddaje się, warunki do biegu fatalne, jestem odwodniony i brakuje mi energii której już nie chce przyjmować bo mnie po niej mdli. Bieg słaby po 6:00min/km. W strasznych bólach i cierpieniach ostatkami sił wpadam na mete i jestem IRONMANEM! Czas biegu 4:10minut, łączny:  13:30 godziny!

SCENARIUSZ PRZEWIDYWANY :]

Czyli tak jak pisałem, z wody wychodzę po 1:45minutach. Zaliczyłem najdłuższą kąpiel życia! Lece do strefy zmian aby za chwilę zaliczyć najdłuższą wycieczkę na rowerze. T1 idzie sprawnie biorę swoją strzałę i lecę. Warunki umiarkowane, asfalt pod kołem nie najlepszej jakości i pare górek na trasie się pojawia. Jednak ja to trenwałem i wiedziałem, że to mnie czeka! Jadę chociaż kark, ramiona sztywnieją a nogi mam jak arbuzy.

W T2 patrze na zegarek a tam średnia prędkość 27,5. Teraz wystarczy przebiec maraton po 5:00min/km. Nie jest łatwo, nogi ciężkie to już 9 godzina wysiłku ale ja dalej biegnę. Jestem biegaczem, może nie najlepszym, ale jestem. Są momenty zwątpienia i kryzysu jednak kolega który mi towarzyszy podbudowuje mnie na duchu. Na miękkich nogach ale z uśmiechem na twarzy udowadniam sobie, że jestem człowiekiem z żelaza. Czas na mecie to 11:59!

SCENARIUSZ OPTYMISTYCZNY :)))

Pływanie nie jest moim najmocniejszym punktem a na rowerze nauczyłem się jeździć mając 17 lat. Nieważne dziś mnie to nie interesuje trenowałem prawie 2 lata. Wiedząc, że przyjdzie ten dzień, on jest już dziś i nieważne co stanie mi na przeszkodzie ja to pokonam. Mogą pioruny walić i być największe tornada ja dziś i tak robię swoje. Zaczynamy! 150 chłopa wskakuje o 7:00 do wody i płyną robią 4 duże pętle po 950m.  Jestem jednym z nich nie zastanawiam się nad tym czy lepszy czy gorszy robię swoje, nawiguje i trzymam rytm oddechu tak, żeby dać z siebie wszystko ale się nie zajechać. Na ostatniej prostej do mety zaciskam zęby i płynę. Nagle czuje grunt pod nogami, wiec wybiegam. Dziewczyna krzyczy: ,,Świetnie 1:37 twój triathlon się dopiero zaczyna'' 

Ma racje mój triathlon się dopiero zaczyna. Szykując się w boksie na rower przed oczami przelatują mi wszystkie upadki na rowerze które miałem ucząc się jazdy w blokach. Nie szkodzi! To było dawno teraz już się nie wywracam, koła mam mocno do pompowane i jestem wypoczęty. Pogoda sprzyjająca więc wskakuje na rower i zasuwam. Jadę mądrze, wykorzystuję pęd z górki aby podjechać pod następną. Regularnie uzupełniane paliwo nie pozwala mi opaść sił. 6H na rowerze myślę tylko o tym, że czeka mnie bieg. Wjeżdżam do T2 a na zegarku średnia prędkość 30km/h. Nie wiem jak to się stało ale nieważne, przejechałem największy dystans w życiu na rowerze a teraz czeka mnie bieg. .

Ubieram buty, lekko rozciągam mięśnie i powoli z ZIMNĄ GŁOWĄ! wybiegam na trasę biegową. W kwietniu 2012 maraton pobiegłem z prędkością 4:15 min/km a przez 38km biegłem w tempie 4:00 min/km. Dla tego znam swoje możliwości i cisnę po 4:50 min/km. Na 21km nie jest źle. Mimo, że nogi ciężkie to i tak daję radę.  Ostatnie 10km przyśpieszam na mecie mimo, że wycieńczony to zadowolony czas: 11:10


Tyle odnośnie taktyki i kalkulacji. Wynik będzie jaki będzie ale jedno jest pewne, jak by to powiedział Pudzian ''Tanio skóry nie sprzedam''

Jeżeli chodzi o odżywianie to moim głównym paliwem będą: 
- woda
- żele QNT (289kcal)
- węglowodany w płynie ( co 2 bidon z dodatkiem BCAA)
- batoniki z Lidla
- banany
-tableki z magnezem i potasem

Śniadanie planuję zjeść o 6:00 i będą to 3 kanapki z nutellą lub dżemem + banan + baton energetyczny.
Przed samym startem chcę jeszcze zjeść żel. 

Po wyjściu z T1 po jakiś 5-10km jak już organizm się przyzwyczai do innej pozycji i  pracy zamierzam zjeść batonik z lidla, żel QNT a to wszystko popijać będę wodą i węglowodanami.

Na rowerze co godzinę żel, popijany wodą i węglowodanami

Na 160km banan + batonik

5km biegu żel i od tej pory już w zależności jak będę się czuł zamierzam co 45minut jeść żel. 

Nie mam zamiaru na siłę sztywno trzymać się tego planu. Nie można przedobrzyć z energią aby nie mdliło mnie dla tego też postawiłem na batoniki z lidla i węglowodany w płynie.  





niedziela, 18 sierpnia 2013

PODSUMOWANIE OSTATNICH 4 TYGODNI :) - DO IM ZOSTAŁO 13 DNI

Jak zawsze nazbierało się zaległości ale wszystko podganiam i zamieszczam. Wszystkie ważniejsze rzeczy ująłem i opisałem. Zapraszam do czytania!

TYDZIEŃ 22 (22.07-28.07)

Poniedziałek
WB 25km w tempie 4:53 min/km
+ 1km pływania

Wtorek
siłownia 1h

Środa
17 x 1:30/ 2:30 przerwy w truchcie
(w sumie 18km)

Czwartek
Zakładka 80km rower
+ 10km biegu

Piątek
+1,5km pływania
+ OWB1 10km + sprawność

Sobota
Aquathlon 800m pływanie + 4,7km biegu

Niedziela 
Rower 50km

Bieg -67km
Rower- 130km
Pływanie- 3km

Tutaj się na chwilę zatrzymamy. Cały tydzień trenowałem normalnie bez przeszkód, jednak musiałem zrezygnować z jednego treningu rowerowego który miałem wykonać w piątek. Opuściłem trening ze względu na zawody w Aquathlonie. Na przed zawodami chciałem chociaż trochę odpocząć, jak się później okazało to i tak było za mało. Po całym tygodniu czułem się trochę przemęczony.

Poniżej zamieszczam zdjęcia z aquathlonu w którym poszło mi marnie. Popłynąłem i pobiegłem poniżej swoich oczekiwań. Całe zawody zakończyłem na 5 miejscu.




Start I Sztumskiego Aquathlonu


 Wybieg z strefy zmian


Tutaj już spokojny finisz


Końcowa dekoracja


TYDZIEŃ 23 (29.07-4.08)

Poniedziałek
Rower 75km

Wtorek
OWB1 15km + GR

Środa 
Wyjazd na wakacje do Hagen

Czwartek
wolne

Piątek
OWB1 16km + GR (straszny upał)

Sobota
41 stopni w cieniu - wolne
36km na rowerze (rower MTB, dużo podjazdów)

Niedziela 
30 km wycieczka rowerowa
8km w tym 6km w tempie 4:05min/km

Bieg -39km
Rower- 141km
Pływanie- rekreacyjne 2 razy w basenie otwartym

TYDZIEŃ 24 (5.08-11.08)

Poniedziałek
OWB1 16km +GR

Wtorek
wolne

Środa 
OWB1 30km w tempie 4:41min/km + GR

Czwartek
wolne

Piątek
OWB1 16km + GR

Sobota
Powrót do Polski

Niedziela 
Wolne Triathlon Gdynia

Bieg -62km
Rower-  brak
Pływanie- rekreacyjne 2 razy w basenie otwartym


Wakacje w Niemczech wraz z Patrycją planowałem prawie pół roku. Znaleźliśmy jedyny wspólny termin ponieważ ja mam treningi i bliżej zawodów nie zdecydował bym się na taki urlop, natomiast Patrycja już 12.08 wyjechała na obóz siatkarski do Iławy.  Udało mi się wypocząć przede wszystkim psychicznie, odpocząć od monotonii treningów. W Niemczech skupiałem się głównie na bieganiu jednak zaliczyłem jak widać mały akcent rowerowy a i popływałem sobie rekreacyjnie :). Do Polski wróciliśmy w sobotę i już w wtedy wykonał bym pierwszy trening, jednak  postanowiłem odczekać jeszcze dwa dni aby w niedzielę udać się do Gdyni na triathlon i nabrać motywacji do treningów. Opłaciło się, z Gdyni wróciłem z naładowanymi akumulatorami. Wakacje na pewno dobrze mi zrobiły.

TYDZIEŃ 25 (12-18.08)

Poniedziałek
Rower 60km
+OWB1 12km + GR

Wtorek
OWB1 16km + GR
+siłownia 1h

Środa 
Pływanie 2km
+ OWB1 8km

Czwartek
Pływanie 2km
+Rower 50km

Piątek
OWB1 12km + GR
+ Rower 30km

Sobota
ZAKŁADKA 118km rower (27,5km/h) + 12km biegu (4:46min/km)

Niedziela 
pływanie 2km
+ siłownia 1h

Bieg -60km
Rower- 258km
Pływanie- 6km

Jeszcze jeden taki tydzień mocny jak ten i będę gotów. W ostatni tydzień zacznę łapać świeżość. Bez wątpienia w następnym tygodniu czeka mnie jeszcze jedno wybieganie. W planach mam 25km i jedno dłuższe wyjeżdżenie 90-100km. Dodatkowo w te ostatnie 2 tygodnie skupie się na pływaniu bo szczerze mówiąc zbyt mocno je zaniedbałem i teraz boję się tego pływania. Mam nadzieje, że w te 2 tygodnie rozpływam się trochę i nie będzie źle :)

W ciągu następnych 3 dni opisze taktykę odżywiania jaką sobie wypracowałem oraz samą taktykę rozegrania wyścigu. Pozdrawiam  :)

wtorek, 13 sierpnia 2013

18 dni do Borówna!!!

Dokładnie 18 dni zostało do zawodów w Borównie. Zawodów na pełnym dystansie IRONMAN (3,8km pływania, 180km na rowerze i 42,195km biegu). Z jednej strony nie mogę się już doczekać a z drugiej obawiam się, że nie jestem wystarczająco dobrze przygotowany aby złamać upragnione 12 godzin. Zawsze jest tak, że ile czasu na przygotowania by nie było zawsze jest za mało. Naturalną rzeczą jest, że zawodnik myśli: ''Gdybym miał jeszcze 2 tygodnie poprawił bym jeszcze to i to.'' Jednak w ten sposób zawody odkładało by się w nieskończoność. Termin jest terminem i każdy ma takie same szanse aby się do zawodów przygotować. Ja już teraz mogę powiedzieć, że jestem w 75% zadowolony z swoich treningów. Wiem gdzie popełniłem błędy, jednak teraz są one już nie do nadrobienia. Wierzę w siebie i w to, że praca jaką wykonuje na treningach zaowocuje i pozwoli mi uzyskać upragniony wynik. Jak już wspomniałem obawiam się, że może jednak coś pójść nie tak jak sobie zakładam. Obawy zawsze są i będą. Na takich zawodach mogą dziać się przeróżne rzeczy. Mogę złapać gumę, mieć problemy z żołądkiem, mogą mnie łapać skurcze, mogę mieć kraksę na rowerze albo nabawić się odcisków uniemożliwiających kontynuowanie wyścigu. Oczywiście niczego z tych rzeczy sobie ani innym uczestnikom zawodów nie życzę. Mam nadzieje, że uda mi się bez większych problemów ukończyć zawody z zadowalającym mnie czasem.



Od 12 sierpnia pilnuję zbilansowanej diety pod względem źródeł energii ale i dostarczania mikroskładników pokarmowych. Ostatnie 2 tygodnie poświęcę pływaniu, ogólnej sprawności oraz rowerowi. Czeka mnie jeszcze zakładka 120km/12km którą planuję zrobić w piątek. Na przyszły wtorek zaplanowałem ostatnie długie wybieganie 25km. Natomiast od  25 do 29 zmniejszam objętość oraz intensywność treningów. Od 30 w planach mam rozpoczęcie ładowania glikogenowe.

Następny post będzie podsumowaniem ostatnich 3 tygodni oraz opiszę jaką mam taktykę wyścigu i odżywiania. Teraz przez ostatnie dni postaram się również więcej pisać o tym jak spędzam czas oraz jak wyglądają poszczególne jednostki treningowe. 

poniedziałek, 22 lipca 2013

40 dni do BORÓWNA !!!

Do zawodów IM pod Bydgoszczą zostało 40dni. Jest to czas w którym 3,5 tygodnie poświęcę na ciężkie treningi  a ostatnie 2 tygodnie na szlifowanie formy i regenerację. Na chwilę obecną czuję się bardzo dobrze, czuje, że forma cały czas rośnie. Zarówno na biegu jak i na rowerze czuję się coraz lepiej. Natomiast słabo widzę pływanie któremu w ostatnim okresie nie poświęciłem za wiele czasu. Dlatego zaczynam szlifować pływanie i pracować nad siłą mięśni odpowiedzialnych za pracę w wodzie. Zwiększę również ilość treningów stabilizujących. Wszystko po to aby jak najmniejszą stratą sił przepłynąć 3,8km. Treningi stabilizujące mają również inne bardzo ważne znaczenie. Zapobiegają kontuzją i urazom spowodowanym przeciążeniem. Zanim napiszę jeszcze kilka zdań o moich planach to przedstawię jak wyglądały ostatnie dwa tygodnie.

20 TYDZIEŃ TRENINGÓW  


ROWER - 170km
BIEG - 61km 
PŁYWANIE - brak

Tydzień rozpocząłem od długiego wyjeżdżenia na rowerze 100km. Prawdę mówiąc byłem zaskoczony, że poszło tak gładko. Nogi po treningu nie były mocno spięte, większym problemem było utrzymanie pozycji na rowerze i wysiedzenie niż sam wysiłek. We wtorek zrobiłem luźne rozbieganie a w środę obroniłem się i uzyskałem tytuł magistra :D Z tego powodu pozwoliłem sobie na odpoczynek, bo co by nie mówić był to dzień niewątpliwie stresujący. W czwartek wszystko już wróciło do normy i zrealizowałem 2 treningi jeden rowerowy i biegowy. Piątek był luźnym dniem przed biegiem w Skórczu dla tego tylko luźne 12km i trening na siłowni. Przy sobotnim starcie w Skórczu na chwilę się zatrzymamy...

Do Skórcza jechałem bez planu. Raz myślałem sobie pobiegnę treningowo po 4:10 a innym razem myślałem pobiegnę na maxa bo nie umiem biegać treningowo na zawodach. Raz tak, raz tak. W sumie postanowiłem, że biegnę na maxa a dodatkowo po biegu dokręcę pare km bo w tym tygodniu wiedziałem, że rozbiegania już nie zrobię. 

Po dotarciu na miejsce zapisuję się, odbieram pakiet i idę się przebrać. Po szybkiej rozgrzewce staję na lini startu. Zapomniałem dodać, że bieg w Skórczu to typowy Cross. Trasa wiodła z górki na pazurki przez tamtejsze lasy. 


 Lekkie zamieszanie przed startem ale każdy i tak już koncentruje się na biegu



Szybka fotka przed biegiem i ruszamy...

Początek jak zawsze aktywnie, walka o wygodne miejsce z przodu i szukanie luzu tak aby można było swobodnie biec swoim tempem. Do 3km biegłem w grupce 4 może 5 osób. Jednak już na 4 km każdy zaczął wdrażać swoją taktykę. A jaka była moja...? Nijaka! Przyjechałem dać z siebie wszystko ale wiedząc, że trasa będzie prowadzić przez lasy postanowiłem na początku nie szarżować. Dwóch zawodników wyrwało do przodu a my się rozczepiliśmy i każdy biegł już sam w odstępach 5-10m. To był mój błąd mogłem łapać się tych dwóch biegaczy co polecieli do przodu. Od 7-10 km próbowałem dogonić tą dwójkę biegaczy jednak moje ataki zdały się na nic. Oni trzymali swoje mocne tempo a ja nie miałem zamiaru szarpać na 3:30 min/km. Praktycznie od 7 km sytuacja patowa za mną nikogo a przedemną jakieś 120m dwóch zawodników których nie mogę dogonić. Na 10km tempo 3:45min/km. Od tego momentu do 13 km trasa była cieżka technicznie (liczne podbiegi, zbiegi i zakręty). Tutaj z całą pewnością zabrakło mi motywacji do samodzielnej walki i trzymania tempa. Biegłem już sporo wolniej dopiero na 13km zaczął mnie doganiać powoli jeden z biegaczy wtedy nabrałem wiatru w żagle i wiedziałem, że nie pozwolę się wyprzedzić. 


14 KM tutaj już wiedziałem, że nie stracę pozycji

Ostatni km pobiegłem po 3:38 co wskazuje na to że siły były. Na mecie zameldowałem się z czasem 57:25 co dało mi 20 miejsce OPEN i 3m w kategorii wiekowej. Po dobiegnięciu chwile odsapnąłem i czekałem aż moja biegaczka dobiegnie do mety. Za parę minut Patrycja pojawiła się na mecie. Pobiegła bardzo dobrze i tylko 30 sekund zabrakło jej aby w kat. wiekowej zając 3 miejsce. 

Wnioski po zawodach? Jest meeega wytrzymałość ale kompletny brak szybkości nie pozwala na ściganie się na wyższym poziomie. Dodatkowo czas był by lepszy gdybym na 4km podjął inną decyzję. 


Tyle o zawodach w Skórczu. A może jednak nie booo to co zostało mi po biegu w Skórczu to DOMS'y w udach. Trasa okazała się na tyle wymagająca a tempo na tyle szybkie, że się zakwasiłem a do mocnego zakwaszania to mój organizm się już odzwyczaił. Dla tego następne 2 dni treningowe były bardzo luźne. Nie czułem mocy w nogach i nie było nawet jak trenować. Potrzebny był mi wypoczynek. 

W niedziele zrobilem tylko 20km luźno na rowerze a w poniedziałek 40km. We wtorek luźne rozbieganko 18km i rozciąganie. W środę już mocniejszy trening rowerowy 50km. Na następny dzień poprawiłem zakładką 60km roweru + 14km biegu i to w mocnym tempie.  Piątek to tylko luźne rozbieganko. Na sobotę zaplanowałem wybieganie 25km jednak po czwartkowej zakladce bolała mnie kostka i postanowiłem przenieść ten trening na poniedziałek. Był to bardzo dobry wybór ponieważ wypocząłem i w pełni zrealizowałem niedzielną zakładkę 100km + 10km biegu. Na niedzielnym treningu czułem się bardzo dobrze mimo wysokiej temperatury i wietrznej pogody po rowerze nie czułem dużego zmęczenia a bieg nie stanowił dla mnie żadnego problemu. 4,5 Godzinny trening zaliczony na 5!

21 TYDZIEŃ TRENINGOWY


ROWER - 250km
BIEG- 60km
PŁYWANIE - brak

Następny tydzień poświęcony będzie głównie rowerowi i pływaniu. W sobotę wystartuję w I Sztumskim Aquathlonie (800m pływanie + 4,7km biegu) a następnego dnia czeka mnie bardzo ważny sprawdzian rowerowy czyli 140km.  31 Lipca wyjeżdżam wraz z Patrycją na wakacje i nie będę mieć możliwości trenowania na rowerze do 10 Sierpnia. Natomiast mam zamiar nabiegać dużo kilometrów, trenować stabilizację i wykonać dobre 3 treningi w wodzie.  Na dzień dzisiejszy czuję się  bardzo mocny i czuję, że forma życiowa się zbliża. Dodatkowo bardzo cieszę się, że mogę spokojnie trenować bo jest to niezmiernie ważne. Trening musi iść w parze z regeneracją a na te 2 rzeczy potrzeba dużo czasu :) 




niedziela, 7 lipca 2013

Odrabianie zaległości cz II

Czas na dalszą część odrabiania zaległości. Skończyliśmy na starcie w Nocnym Biegu Świętojańskim, teraz trochę opiszę te zawody. Start odbył się w Gdyni przy bulwarze nadmorskim o dość nietypowej porze 23:59. Bieg ukończyło uwaga 4363 osoby co jest rekordową frekwencją jeżeli spojrzymy na północ Polski.
Organizatorzy spisali się świetnie, wszystko było dobrze rozplanowane i bardzo czytelne. Jedynym problemem były miejsca parkingowe których zabrakło. Głośna muzyka plus 4 tysiące osób bawiące się bieganiem stworzyły kapitalną atmosferę.  

Na zawody udałem się aby sprawdzić na co mnie stać, natomiast Patrycja wraz z bratem atakowała nową życiówkę. Po 30 minutowej rozgrzewce i rozciąganiu ustawiłem się na linii startu. Przez chwile stojąc na starcie uświadomiłem sobie, że dawno nie startowałem w żadnym biegu i chyba już zapomniałem jak to jest ścigać się. Moje myśli przerwało głośne odliczanie 10... 9...8... Postanowiłem za dużo nie kalkulować, spokojnie zacząć i czekać na rozwój sytuacji. Ruszyliśmy! 

 Pierwsze kilometry jak zawsze aktywnie i dość mocno. Pierwsze 400m wpadło mi po 3:14 jak to zobaczyłem to postanowiłem zwolnić, wiedziałem, że tego tempa i tak nie utrzymam a nie było już tłoku i  miałem ''wypracowaną'' pozycję. Pierwszy km skończyłem w 3:28. Następne 2 po 3:35. Doszła mnie taka spora dość grupka 7-8 biegaczy i postanowiłem, że zabiore się z nią do 6,5km biegłem z nimi tempo mi odpowiadało bo biegliśmy po 3:38-40. Na 6,5km zaczął się długi podbieg na ulicy Świętojańskiej tutaj już tempo spadło do 3:45-8. Jednak na końcu górki był ostry zakręt 90 stopni w lewo i tam już było z górki. Mogę powiedzieć w ten sposób, to co straciłem na podbiegu odbiłem sobie na zbiegu. Ostatnie 1,5km do mety i wiedziałem, że będzie poniżej 37min. Nogi nie czuły zmęczenia, problem leżał w płucach. Zbyt mało intenstywnych treningów, jednak to było wiadome, że trening pod IM nie będzie dawał rewelacyjnych rezultatów w biegu na dyszkę. Na mecie zameldowałem się na 59 pozycji z czasem 36:19. Chwilkę poczekałem wziąłem 2 wdechy podziękowałem grupce z którą biegłem i na mecie pojawił się Przemek z nową życiówką 39:58. Kilkanaście minut później na metę wbiegła Patrycja która również nabiegała rekord życiowy 45:36. Więc gdyby nie odcisk na stopie to był bym w 100% zadowolony

Tydzień 18 to leczenie odcisku na stopie i odpoczynek w Nowym Dworze Gdańskim. Dopiero w piątek zdecydowałem się na lekkie bieganie a w niedziele zrobiłem z Patrycją wycieczkę biegową.


Tydzień 19 

Tutaj już noga mnie nie bolała więc postanowiłem nie tracić czasu i wrócić na obroty. Sami zobaczcie jak wyglądał dla mnie ten tydzień. Jest on tak naprawdę wprowadzeniem do większych objętości treningowych. Roweru mało ponieważ dopiero na jutro zaplanowałem długie wyjeżdżenie. Pływałem też tylko raz ale od przyszłego tygodnia już jadę na pełnych obrotach a objętość będzie zdecydowanie wzrastać. Na niską objętość wpływ miły na pewno sprawy prywatne między innymi prowadzenie zajęć nauki pływania oraz ubieganie się o pracę w szkole. 



Jeszcze napiszę parę swoich przemyśleń a właściwie to planów. Więc....aby moje przygotowania wyglądały tak jak je sobie zaplanowałem muszę biegać ~ 70km tygodniowo, pływać ~6km i na rowerze robić około 250-300km tygodniowo. Na dobrą sprawę zostało 6 tygodni ciężkich treningów. Waga powoli zlatuje w dół a forma rośnie. Planuje zrobić jeszcze 2-3 treningi rowerowe po 100km i jeden kolo 120-140km. W planach mam również 2 długie treningi łączone czyli 80km rower + 20km biegu i 100km + 12km biegu. 
Ostatni dzień lipca wyjeżdżam na wakacje na których nie mam zamiaru odpoczywać. W Niemczech pracować będę głównie nad kilometrażem biegowym. Po powrocie dalej cisnę rower, tak aby na zawodach nie było lipy. Ostatnie 2 tygodnie przygotowań poświęcam na szlifowanie formy i łapanie świeżości. 
1 Września jedno jest pewne! Będzie ogień! 

P.s W przyszłą sobotę wybieram się do Skórcza aby wystartować tam dla przetarcia się w biegu na 15km